poniedziałek, 31 lipca 2017

Pośród bloków Epopeja dzielnicowa - Piotr Sokołowski (26/2017)


Hej!


Kolejna współpraca na horyzoncie! Blog mi się rozwija jak widzicie. Znaczy się ja się rozwijam i blog przez to też. No w każdym razie dzisiaj będzie o Epopei dzielnicowej, u której okładka mnie rozłożyła na łopatki. Zresztą tytuł też. Stwierdziłam, że warto przeczytać coś, co ma więcej prawdy w sobie niż inne książki które czytam.




Zarys fabuły:


Epopeja opisuje (nie)codzienne życie mieszkańców jednego z wrocławskich osiedli. I jak to na blokach bywa, większość się zna, na piwko schodzi się na ławeczkę, pograć na boisko, a po zielone do jednego gościa. No niestety, tutaj nie do końca jednego.


Opinia:


Właśnie zdałam sobie sprawę, że trudno było mi napisać zarys fabuły. Nie ma tutaj konkretnego wątku. Są opowiadania, których bohaterami są te same osoby.  Autor stara się, aby narrator był na innym poziomie (czasem też intelektualnym) niż bohaterowie. Większość z bohaterów bardzo mi przypomina Marcina Opałkę z filmu Pitbull. Oczywiście to czyste generalizowanie (i osobiście tak nie uważam), ale jak gość koksi to debil. Jednak na końcu okazuje się, że niektórzy są mądrzejsi od policjantów, gdzie jeden pisze a drugi czyta, dlatego chodzą zawsze we dwóch 😂 Książka nie stroni od morałów, a jednym z nich jest, że lojalności kumpli nie da się jednak kupić. Są bohaterowie z ambicjami, którym się w życiu zaczyna udawać. Przeczytacie tu także o procesjach i niemieckich filmach porno. Cała książka przypomina mi też animowany serial Blok ekipa. Są mózgi operacji, są debile i prześmieszne akcje. Dawno się tak dobrze nie bawiłam przy książce. Zakończenie mnie zaskoczyło. Zastanawiałam się co mnie może zszokować w tak napisanej książce (bo to w sumie takie opowiadania bardziej), a jednak! 😀


"Po około pół godziny pokój był wypełniony dymem
tak szczelnie, że obaj z trudnością widzieli telewizor,
który stał naprzeciwko nich"


Jedynym minusem są czasem występujące zdania złożone 20-krotnie (no, może troszkę przesadzam...). A jak wiecie, przy tych zdaniach zanim dojdziecie do końca to nie wiadomo co było na początku. Kolejny minus to liczba stron (ok.100). Chciałoby się czytać dalej, a tu się skończyło 😕


"Głuchy dźwięk uderzającej o beton czaszki Małego
odstraszył gołębie, które zaczęły latać dookoła,
obficie użyźniając glebę, w tym ubrania obydwu"


Świetna książka na gorące popołudnia, żeby się nie zmęczyć czytaniem i myśleniem. Polecam osobom z blokowisk - przynajmniej się będą utożsamiać (tak jak ja 😀). Gdy ktoś się lubi pośmiać przy książce, również serdecznie polecam. Książkę ogólnie polecam. Jeśli jednak ktoś preferuje wybitne dzieła klasyków to wiadomo - odpada. Ale jak powszechnie wiadomo, nie wszystko się wszystkim podobać musi.


Ocena: 9/10



Za książkę bardzo dziękuję autorowi - Panu Piotrowi Sokołowskiemu!
PS. Proszę grubsze książki pisać, bo dobre są!



Mon.

poniedziałek, 24 lipca 2017

Honor i zbrodnia - Adam Podlewski (25/2017)



Hej!


Książka za 4,99? To musi coś oznaczać. W tym przypadku oznaczało to jedno - MASAKRĘ. Zapraszam do recenzji Honoru i zbrodni Adama Podlewskiego 😉





Zarys fabuły:


Albert Wieluszycki ginie na rogatkach Warszawy. Podejrzany był o przemyt alkoholu, co próbują zatuszować władze miasta. Rozwiązania zagadki podejmuje się Tomasz Żubrowski i Jacek Olszewski - byli szwolażerowie. Niestety Żubrowski ginie w pojedynku i Jacek sam musi zająć się rozwiązaniem zagadki dla księcia Konstantego, a jak się ma okazać, nie będzie to łatwe...


Opinia:


Powiem Wam, że męczarnia straszna. Już miałam ją rzucić w kąt po 200 stronach, czyli jakiś 2/3 książki, ale jako że mam zapędy sado-maso (hahahaha 😂) to się mordowałam, ale skończyłam. Sytuacja identyczna jak przy Koronie w mroku pani Maas. 

Może zacznijmy od plusów. Piękna okładka - staloryt pochodzący z jednego z dzieł Leonarda Chodźko - wprowadza nas nieco w okres, w jakim odbywają się wydarzenia w książce. Fajny klimat, XIX-wieczna Warszawa, mrok, zima, zabójstwo. Troszkę mi to przypominało serial Belle Epoque. Narracja prowadzona w języku z tamtych czasów pozwala fajnie się wczuć w ten klimat. Pojawił się też wątek z masonerią - a ja od czasu Browna uwielbiam o tym czytać. Na końcu każdego rozdziału pojawiają się ciekawe wstawki - doniesienia porządkowe dostarczane księciu Konstantemu o tym co się dzieje w Warszawie. Pojawiają się tam zabawne i ciekawe informacje, czasem wraz z odpowiedzią lub rozkazami księcia. W ogóle humor wypowiedzi i sytuacji na wielki plus. Akcja gdy już zaczyna się robić wartka (potem się dowiecie co oznacza tu słowo "już"), jest fajnie poprowadzona, można się wciągnąć w historię.


" Każdego twardziela można było złamać,
ale ignoranta należało najpierw nauczyć strachu"


I to by było na tyle. Od 100 do 200 strony to była jakaś okropność. Całość wydawała mi się mało spójna. Milion wątków, w których można się pogubić. W sumie to można czasem odnieść wrażenie, że nie wiadomo o czym się czyta i o co chodziło autorowi. Kanibale, balony, Napoleon, morderstwo, a ogólnie chodzi o przemyt wódki do Warszawy... Sami widzicie - coś tu nie gra. Uwielbiam kryminały, dlatego sięgnęłam po ten z gatunku historycznych. Chciałam zobaczyć, czy ta historia w tle mnie urzeknie. No niestety, ale chyba szybko po ten gatunek nie sięgnę. Dodatkowo zawarte w książce niektóre słowa używane w tamtych czasach po prostu nie są wyjaśnione, a wiadomo, jak się czegoś nie rozumie to się od razu zniechęca. Przecież nie będę ślęczeć przy googlach i szukać ich znaczenia, żeby zrozumieć treść - chyba nie o to chodzi w czytaniu książek (nie mówię o podręcznikach, bo to już inna sprawa 😀). Przydługawe opisy niczym w Nad Niemnem skutecznie odwracają uwagę od książki, a skupiają na facebooku. Oprócz tych wartkich KILKU akcji, cała reszta to niekończące się, ciągnące się i w ogóle wszystko się flaki z olejem. Jeśli chodzi o rozwiązanie zagadki... Przez to ciągnięcie się mało zapamiętałam z tamtych wydarzeń, a więc odnalezionego sprawcę też mało pamiętam, także zaskoczenie żadne.


"Piekło jest zimne. Ba, mroźne."


Ogólnie nie polecam tej książki. Dłużyło mi się, męczyłam się z nią i w sumie na siłę ją dokończyłam, bo chciałam zobaczyć czy coś lepszego mnie spotka jeszcze przy tej lekturze. No niestety, jako całość książka dla mnie na NIE. Nie polecam, nie warto się męczyć. Są lepsze książki do poczytania 😊


Ocena: 5/10


Wiecie co? Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że nie mam biblioteczki, więc część książek leży u mnie na biurku (m.in. King, Mróz, Mitchell). Czytam męczącą książkę, a te świetne patrzą na mnie z biurka... Od razu chciałoby się wszystko rzucić w kąt, czytać się nie chce, recenzji na blogu też nie ma... Okropności!!! 😀

A Wy męczycie się do końca z jakąś książką czy dajecie sobie spokój, bo szkoda życia? Piszcie!





I na koniec mądry cytat z książki:


" I nie ma powrotu, bo kto umarł, ten nie żyje" 😂


Mon.


środa, 19 lipca 2017

Misery - Stephen King (24/2017)



Hej!


Wróciłam z urlopu to od razu do pracy. No bo jak inaczej... 😒 Dodatkowo jakoś weny na pisanie postów nie mam. I na czytanie też. Chyba jeszcze po urlopie nie odpoczęłam... Ale jak możecie zauważyć, plany czytelnicze - planami. A tu się napatoczyło Misery Stephena Kinga. Byłam tak ciekawa tej książki (wszyscy polecajO), więc musiałam się wreszcie z nią zapoznać. Myślę, że to będzie ciekawy post, bo obejrzałam też ekranizację i postaram się troszkę te dzieła porównać 😀






Zarys fabuły:

Paul Sheldon to autor bestsellerowych romansideł o Misery Chastain. Postanowił jednak się od niej uwolnić i uśmiercił swoją bohaterkę w ostatnim tomie. Pojechał to uczcić (%%%). Jadąc pijany podczas śnieżycy stracił panowanie nad swoim autem i uległ wypadkowi. Przytomność odzyskał w domu Annie Wilkes, swojej zagorzałej fanki. Szybko okazuje się, że Annie nie jest do końca normalna i Paul zdaje się być w niebezpieczeństwie. Tym bardziej, że uśmiercił jej ulubioną bohaterkę.



"Może i są gnomy. Może i są elfy, ale Bóg
pomaga tym, którzy sami potrafią sobie radzić"


Opinia:

Dawno nie czytałam nic Kinga. Nie wiem, Mróz mnie jakoś tak dopadł i inni 😁 Cieszę się jednak niezmiernie, że zaczęłam kolekcjonować te piękne wydania od Albatrosa. Uwielbiam jego styl pisania i w ogóle całokształt.

Muszę przyznać, że na początku mnie nie wciągnęło. Dopiero kiedy zaczęło się okazywać, że Annie nie jest normalna i ma napady złości i wściekłości... Plus te wszystkie informacje o jej przeszłości - wtedy zaczęło mnie to interesować. Psychodeliczna opowieść przeplata się z myślami uwięzionego Paula. Świetnie rozegrane.


"Sztuka polega na trwałości wspomnień"


Annie zmuszała Paula do różnych rzeczy. Robiła mu krzywdę. Chyba nie powinnam o tym pisać bo to spojlery... Ale musicie mnie zrozumieć, bo dalej jestem w szoku po przeczytaniu tej książki, że można być tak nienormalnym.


Ocena: 8/10

Pomimo złego początku (nudnawy, ale trzeba czytelnikom wytłumaczyć o co chodzi), wciągnęłam się w historię zwariowanej (mało powiedzianie) Annie i biednego Paula. Polecam więc książkę wszystkim fanom Kinga i powieści psychodelicznych o bohaterach niezbyt normalnych. Jak ktoś ma słabe nerwy to zdecydowanie nie polecam.



Film a książka:

Jeśli chodzi o film... Powstał w 1990, więc jest dość stary. Aktorzy rodem wyjęci z filmów z lat 70., więc ja nie wiem jak oni to zrobili. Zdziwiło mnie to, że aktorka grająca główną bohaterkę dostała oscara za tę rolę. W życiu bym nie pomyślała - domyślcie się dlaczego 😀

Film delikatnie odbiegał od wydarzeń przedstawionych w książce. Szczególnie (UWAGA SPOJLERY!!!) jeśli chodzi o wyłamywanie Paulowi nóg (czy też ucinanie jednej z nich) lub odcinanie kciuka. Różnice też pojawiły się w wątku policjantów zainteresowanych zaginięciem autora. W książce nie był tak rozwinięty, natomiast pojawiła się większa ilość policjantów (no i to jeżdżenie kosiarką po głowie). Film zdecydowanie gorszy niż książka. Może dlatego, że swoje lata świetności ma już za sobą.

Więcej ciekawych rzeczy dzieje się w książce, więc to ją zdecydowanie bardziej polecam. Tym bardziej, że ważne okazują się przemyślenia Paula. Filmu możecie nie oglądać, no chyba, że ktoś bardzo chce 😀



Mon.